TEODOZJA RZEUSKA Archeolog
Studiowała archeologię i egiptologię na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracuje w Egipcie z różnymi misjami: na Elefantynie, w Der el-Bahari, Qubbet el-Hawa. Od 1996 roku w Sakkarze. Tam od początku swej pracy zajmuje się ceramiką, "bo jak w misji pojawiła się baba, no to ją do garów" - dodaje z uśmiechem na ustach.
Jej najdramatyczniejsze przeżycie jest zarówno jednym z najzabawniejszych. Działo się to w czasie, gdy odkrywano wejście do grobowca Meref-nebefa. Rozpętała się burza piaskowa. Pociemniało. Chmury zakryły słońce. Todzia stała na wykopie nadzorując prace robotników. W pewnym momencie usłyszała za sobą głos współpracującego z nimi inspektora egipskiego: Musicie sobie kupić nowy namiot.
Ze smutkiem i wstydem pomyślałam o starym namiocie. Swe najlepsze lata miał już dawno za sobą - wspomina. Inne misje dysponowały o wiele nowocześniejszym sprzętem.
Tak - odpowiedziała mu - rzeczywiście, mamy zamiar kupić nowy namiot, ale dopiero za rok. - Nie, nie za rok, ale teraz. Spójrz...
Podniosła głowę i ujrzała jak namiot misji, niczym wielki żagiel, szybuje w dal. Wiatr rozwiał po pustyni całą dokumentację. Ale nie to wprawiło ją w zdumienie. W tłumie studentów i robotników, którzy z przerażeniem na twarzy biegali po pustyni zbierając rozwiane kartki zobaczyła scenę zupełnie niepasującą do sytuacji. "W ruinach" pozostałych po namiocie stało krzesło. Oburącz trzymała je współpracująca z misją profesor sedymentologii. Na krześle zaś stała jej asystentka z plastykową torbą w dłoniach. Pani profesor wołała do niej starając się przekrzyczeć ryk wiatru: Pani Basiu, niech pani łapie ciężkie frakcje piasku! |