Zdjęcia jednak udaje nam się zrobić. Jesteśmy zadowoleni. Tym bardziej, że Gosia zagrała nam ładnie, opowiadając podczas eksploracji pochówku jego historię. Czas na powrót, tym bardziej, że pot nas zalewa, a ubrania uparcie przyklejają się do wszystkich części ciała. Wątpliwa przyjemność.
Wdrapuję się, więc na górę po linowej drabince, z czym nie mam większego problemu. Schody zaczynają się jednak już na powierzchni, bo gładka powierzchnia korytarza uniemożliwia, i to skutecznie, znalezienie jakiegoś oparcia dla rąk by się podciągnąć. Naprężam się i unoszę ciało machając nogami znajdującymi się jeszcze w szybie: ja satyr ja rab - nie wiem czemu wymyka mi się po arabsku nasze: o mój Boże! Ale jestem już na powierzchni i mogę odsapnąć. Teraz słyszę jak męczy się Krzysiek.
Oczywiście tych szybów nie zdążyliśmy wyeksplorować przed trzema lata, bo jak zwykle dokonaliśmy tego odkrycia w ostatnim tygodniu ówczesnej misji - dodaje Myśliwiec, gdy zmęczony wspinaczką siadam opierając się plecami o ściany korytarza.
Ciekawe, dlaczego zawsze w ostatnim tygodniu odkrywa się rzeczy najciekawsze?
Tym razem postaramy się wyeksplorować większość z nich, a przynajmniej te, które znajdujące się we wnętrzu korytarza - składa deklarację profesor - ponieważ wyjeżdżając będziemy musieli całość zamurować bardzo solidnym murem, aby nikt się tam nie dostał. Chociaż tym razem, ten mur może być nieco mniej solidny niż dwa lata temu, ponieważ po wyeksplorowaniu części szybów grobowych wiemy, co w nich jest i nie musimy się obawiać, że rabusie np. wyjmą stamtąd jakieś złote obiekty. Wiemy, że i te szyby grobowe padły ofiara rabusiów, a złoto, jeżeli kiedykolwiek tam było, zostało skradzione już w starożytności. Natomiast zachowano tam ciała zmarłych z końca III tysiąclecia p.n.e. i te ciała zostaną oczywiście poddane badaniom antropologicznym, co jest niesłychanie ważne dla zbadania populacji Egiptu w tej wczesnej epoce.
Przyglądam się maleńkim drewnianym figurkom wyjętym z jednego z grobów korytarza nr 2. Zbyszek Godziejewski trzyma je w kartoniku, gdzie leżą wraz z kartką opisującą ich położenie w komorze grobowej i datą odkrycia. Delikatnie biorę jedną z nich do ręki. Ten kawałek drewna, ku memu zaskoczeniu, jest lekki jak piórko. Artysta wykonał wspaniałą pracę. Mimo upływu czasu, rozwarstwień materiału i wielu ubytków można dostrzec jej pierwotne piękno. Szlachetne rysy twarzy, zarys nosa, oczu oraz pięknie ukształtowaną perukę pokrytą warstwą czarnej, choć już nieco zmatowiałej, polichromii.
Aż trudno uwierzyć, że mają ponad 4 tysiące lat - przemknęło mi, już nie po raz pierwszy, przez myśl.
I pomyśleć, że jeszcze kilkanaście lat temu, wszystkie egiptologiczne sławy świata twierdziły zgodnie, że po zachodniej stronie, najstarszej, schodkowej piramidy faraona Neczericheta, może znajdować się tylko śmietnik. Prawie stuletni wówczas archeolog francuski Jean-Philippe Lauer, który siedemdziesiąt lat spędził na badaniach piramidy Dżesera po jej wschodniej stronie, powiedział polskiemu profesorowi wprost: Jeżeli nie masz zbyt wielu pieniędzy i czasu, daruj sobie kopanie po stronie zachodniej.
Ale Myśliwiec się uparł. Według niego sama prosta znajomość religii starożytnych Egipcjan wskazywała, że kierunek zachodni był w Egipcie zarezerwowany dla żywych, jak Egipcjanie nazywali zmarłych. Wobec tego nie do pomyślenia było, żeby po zachodniej stronie najstarszej piramidy, tuż obok niej, znajdował się tylko śmietnik.
Dzisiaj, dzięki polskiemu uczonemu, prof. Karolowi Myśliwcowi z Polskiej Akademii Nauk, okazuje się, że są tam ważne grobowce nekropoli memfickiej.
Wyruszamy w drogę powrotną do domu zabierając ze sobą kilkanaście godzin nakręconego materiału filmowego. Pod nami, szybko oddalający się świat bogów starożytnego Egiptu, faraonów, niezwykłych dzieł sławiących kunszt rzemieślników i artystów sprzed tysięcy lat. Dziwnie to uczucie - z wysokości kilku tysięcy metrów spoglądam przez iluminator cuda XX wieku na najstarszą nekropolę świata. Gdzieś tam w dole znajduje się grobowiec, prawie już dobrych znajomych, wezyra Meref-nebefa, kapłana Ni Anch - Nefertuma...
Jakże wielka dzieli nas przepaść cywilizacyjna - pomyślałem w pierwszej chwili... i nagle opamiętanie - czy rzeczywiście dzieli...? Przecież tak naprawdę tym, co najbardziej nas fascynuje w tej niezwykłej cywilizacji, i czego my jesteśmy najlepszym dowodem, to ideał nieśmiertelności, do którego starożytni zbliżyli się w sposób, o którym my, dzieci XX wieku, możemy tylko marzyć...
Wierzyli, że dopóki ich imiona nie zostaną zapomniane żyć będą wiecznie. I tak się stało...
Sławomir W. Malinowski |